Rozdział 14

Niebo było bardzo zaróżowione, co świadczyło o wietrze na kolejny dzień naszego pobytu tutaj.Wzięłam kąpiel, i mimo zmęczenia zeszłam na posiłek gdzie w jadalni spotkałam Vi. Przedstawiłam przyjaciółce nasz plan. Była tak samo sceptycznie nastawiona jak Marek. Mieliśmy nikłe szanse na powodzenie, Vi uwarzała że jeśli ten który tworzył armie jest bardzo stary, będzie ostrożny. Może nawet po odkryciu zniknięcia trumien z zamku, postanowi porzucić te z magazynu ze względu na zbyt duże ryzyko.

Obstawałam przy swoim, przekonana że twórca będzie chciał wiedzieć czy stracił wszystkie ofiary. Mimo nikłych szans, trzeba było spróbować.

Misję która nas czekała uznałam na tyle mało istotną, że postanowiłam wtajemniczyć w nią Romana, by nic nie podejrzewał. Miał objąć pierwszą wartę z Markiem pod magazynem. Po drugiej nad ranem miałam ich zamienić z Vi. Zasiedliśmy w czwórkę bez słów do kolacji z gotowym planem. Atmosfera była napięta. Jedliśmy w milczeniu jakąś rybę. Pierwsza postanowiłam opuścić hotelową stołówkę.

- O co chodzi? - Spytała, doganiając mnie Vi.

- O Romana.- Zdecydowałam nie ukrywać już przed nią prawdy. - Kombinuję przeciwko nam " na boku". Jeszcze nie wiem z kim. Ale słyszałam jego dziwną rozmowę najprawdopodobniej na mój temat. O śmierci Wojtka.

- Żartujesz? - Nie dowierzała mi.

- Chciała bym. Pamiętasz jak się od nas oddzielił po powrocie z akcji? - Spytałam.

Kiwnęła głową na potwierdzenie.

- Poszedł do pokoju z telefonem. Wiem, bo poszłam za nim. Rozmawiał z jakimś " szefem".

Spojrzała na mnie przerażona. Wiedziałam o czym myśli.

- Raczej nie z naszym bossem, bo potem zawołał mnie Marek że Dymitr dzwoni.

- Co myślisz? - Spytała.

- Osobiście nigdy mu nie ufałam. Nie wiem co kombinuje. Temu ci powiedziałam, żebyś mu za wiele nie zdradzała. Ale teraz nie mamy wyjścia. Miejmy tylko nadzieje że w chwili próby stanie po naszej stronie.

Vi mi nic nie odpowiedziała. Rozstałyśmy się. Trzeba było się wyspać na zmianę warty.

                               ***

Ledwo zdążyłam zamknąć oczy, gdy Vi mnie obudziła że chłopaki dzwonili że nic się nie działo. Wracają, i czas na zamianę.

Obawiałam się puścić Marka samego z zdrajcą. Wiedziałam jednak że jakby co to sobie poradzi. Trzeba było zachować pozory. Romanowi musiało się wydawać że nic nie podejrzewamy.

Spakowałam broń i prowiant. Tym razem pojechałyśmy samochodem mojej przyjaciółki.

Po dotarciu pod magazyny Vi wyłączyła auto i światła. Zaczęłyśmy obserwację. Zapowiadało się nudnie, ale nie traciłam nadziei.

- Jak zamierzasz udowodnić co zrobił Roman? - Spytała mnie nagle Vi.

- Narazie nic nie mam. Tylko to, co  słyszałam.

- Dlaczego najpierw powiedziałaś Markowi? Mnie też o coś podejrzewasz?

-Zwariowałaś?! - Zdenerwowałam się - Po prostu domyślił się że coś ukrywam. Dlatego. Nigdy bym cię o nic nie podejrzewała! Daj spokój!

- Czuje tak samo. - Powiedziała po prostu. - Chciałam się upewnić.

-Która godzina? - Wypaliłam. Czułam się niezręcznie, wolałam zmienić temat.

Vi się uśmiechnęła, co rozładowało napięcie.

- Wpół do trzeciej. - Odpowiedziała.

Wtedy obie to zobaczyłyśmy. Ruch w pobliżu szesnastki. " Nie wieże!" Pomyślałam.

- Czyżby stwórca, po swoje ofiary? - Spytała szeptem Viktoria.

- Oby!

Siedziałyśmy sztywno obserwując co zrobi osobnik.

Podszedł do szesnastki. Miałyśmy już pewność. Po cichutku wyszłyśmy z samochodu. Zaczęłyśmy do niego podchodzić.

Wampir był czujny. Nie wydawał się stary, ale wygląd o niczym nie świadczy.

Byłam szybsza od towarzyszki. Nie chciałam go jeszcze zabijać. Chciałam się dowiedzieć, dla kogo te ofiary które powinny znajdować się w środku.

Przyłożyłam strzydze miecz do gardła. Vi stanęła przed nim z wymierzonym łukiem.

- Mów! Co tu robisz?! - Zarządzałam.

- Nic ci nie powiem plugawa!

-Powiesz! - Przyłożyłam mocniej miecz który zaczął palić skórę na szyi wampira. - Albo przed unicestwieniem zaznasz takiego bólu, że przypomni ci się jak byłeś śmiertelny! - Nastraszyłam go.

- To dary dla mojego pana!-Wywrzeszczał pojmany. - Mój pan potrzebuje nowo stworzonych, to dla niego!

- W środku nic nie ma, bałwanie! - Oświadczyła spokojnie Vi.

-Nie miałyście prawa! - Zbulwersował się wampir.

Vi szykowała się do strzału. Miałam już obciąć mu łeb, gdy poczułam potworny ból z tyłu czaszki, usłyszałam krzyk Vi i zobaczyłam ciemność.

                                  ***

Obudziłam się przywiązana do czegoś. Podejrzewam że krzesła. Miałam przywiązane ręce i nogi.

Pierwsze co ujrzałam to była siedząca przede mną przywiązana, nieprzytomna Vi. Miałam chyba coś z głową, bo nie widziałam za dobrze. Pozatym wszystko mi wirowało. Ledwo ujrzałam pobitego, krwawiącego Marka.

"Co jest do nędzy?!" Trzech, wyszkolonych, najlepszych łowców, unieruchomionych i poturbowanych! To nie mogło dziać się naprawdę!

-Vi! Vi! Co z tobą? - Wołałam przyjaciółkę. -Vi obudź się!

Zaczęła pomału otwierać oczy.

- Co się dzieje? -Spytała przerażona. - Gdzie my jesteśmy?

- Nie wiem! - Rzekłam szczerze.

- Marek! Marek! - Nawoływałam, ale bez rezultatu.

- Anika! Gdzie my jesteśmy? Co jest u diabła?! - Dopytywała najwidoczniej oszołomiona Viktoria.

"Dobre pytanie!" -Przyszło mi do głowy, ale nic jej nie odpowiedziałam. Nasłuchiwałam. Wydawało mi się że ktoś idzie.

Sytuacja była ewidentnie nie ciekawa. Cały czas starałam się wyswobodzić jakoś ręce, nim będzie gorzej. Ktoś do nas szedł. Martwił mnie też stan, ciągle nie budzącego się Marka. Postanowiłam działać. I to szybko.

Vi nie potrzebowała słów. Poszła w moje ślady, też próbując oswobodzić ręce.

Wtedy ciężkie, drewniane drzwi się otwarły i ktoś do nas dołączył.



Komentarze

Popularne posty