Rozdział 11
Po rozmowie z Markiem udałam się do łazienki ze względu, której wybrałam akurat ten pokój. Chciałam wziąć prysznic i pomyśleć. Trochę znałam te okolice. Wiedziałam do kogo się udać po informację, choć osoba ta nie była członkiem zakonu. To był mój znajomy z dawnych lat, który jeszcze do niedawna tu mieszkał. Wszędzie byli tacy informatorzy. Byli członkowie Zakonu albo ludzie którym pomogliśmy. Gdy wyszłam z łazienki, Marka już nie było. I dobrze. Zaczęłam szukać mojego starego organizera w skórzanej torbie. Długo grzebałam, aż dostałam się do samego dna. Na szczęście go znalazłam. Przełożyłam kartki do odpowiedniego miejsca, i znalazłam telefon do Borysa. Choć nie wiedziałam czy numer jest aktualny. Z tylnej kieszonki podróżnej torby wyciągnęłam moją składaną komórkę. Wbiłam cyfry, i czekałam na sygnał. Na szczęście był. Numer był aktualny, ale czy po tylu latach nadal należał do Borysa?
– Halo? - Odezwał się głos po drugiej stronie. Od razu go rozpoznałam. To był mój dawny przyjaciel.
– Borys? Tu Anika Dworek. - Milczenie.
– Pamiętasz mnie?- Kontynuowałam.
– Anika?! - Rzekł zaskoczony. – Kopę lat.
– Tak. Nie byłam nawet pewna czy nadal posiadasz ten numer.
– Jak słyszysz.
– Moje szczęście! Słuchaj Borys, możemy się spotkać? Mam do ciebie sprawę.
O dziwo się zgodził. Na niektórych ludzi można liczyć zawsze i w każdej sytuacji.
***
Borys podał mi namiary na knajpę, do której często chodził, w której chciał się ze mną spotkać. Gdy byłam poinformować ekipę gdzie jadę, Pawła już nie było. Nie zdziwiło mnie to. Powiedziałam Vi i Markowi, że nie ma sensu, by ze mną jechali. Nikt nie wiedział co robił Roman, ale Vi widziała jak wchodził do swojego pokoju, więc był w hotelu. Ciężko mi było utrzymać przed nimi sekret, ale sama nic nie wiedziałam, ani na nic nie miałam dowodów. Nie chciałam rzucać fałszywych oskarżeń póki czegoś nie będę pewna.
***
Do knajpki „Grill” dojechałam w niecałe dwadzieścia minut. Przyzwoite miejsce jak na dziurę, w której się znajdowaliśmy. Na miejscu pojawiłam się pierwsza. Byłam pewna, że Borys mnie nie rozpozna, lecz gdy zjawił się kwadrans później, od razu podszedł do mojego stolika. Sam też się nie zmienił. Może trochę przytył. Krótkie, czarne włosy nadal miał w nieładzie.
– Witaj Anika. - Rzekł podając mi dłoń.
- Nie ukrywam, że zaskoczył mnie twój telefon – kontynuował. – Zwłaszcza że zniknęłaś tak nagle.
– Musiałam. A co u ciebie? - Rzuciłam z uśmiechem. Postanowiłam nie wdawać się w szczegóły.
– Jestem żonaty. - Odpowiedział bez zbędnych pytań.
– To miło. Od dawna? -Spytałam. – Dwa lata po ślubie. Moja żona ma na imię Hellen i jest włoszką. Polubiłabyś ją.
– Może będzie okazja na to bym ją kiedyś poznała.
– Może. A w jakiej właściwie sprawie potrzebujesz mojej pomocy?
– Znasz te okolice „ jak własną kieszeń” prawda?
– Prawda – stwierdził.
– Więc jakbyś chciał coś ukryć przed światem, że tak powiem. Gdzie byś to zrobił?
– Zależy co, by to miało być?
– Ładunek jest liczny i ciężkie.- Nie chciałam go straszyć, mówiąc, że chodzi o trumny.
– W takim przypadku to proste. Wynająłbym magazyn u starego Roba.
Komentarze
Prześlij komentarz