Rozdział 1

W wejściowych drzwiach stanęłam czterdzieści pięć minut później. Odłożyłam klucze, i postanowiłam wziąć gorący prysznic dla rozluźnienia spiętych mięśni. 

Zaczęłam się rozbierać, gdy zadzwonił leżący na szklanym stole mój stacjonarny telefon.

- Anika dlaczego nie odbierałaś jak dzwoniłem wczoraj? - Zapytał stanowczo męski głos po drugiej stronie jak tylko przyłożyłam słuchawkę do ucha. Głos należał do Marka, mojego... 

Przyjaciela z którym czasem sypiam. Ten to miał skłonności do przesady.

- Dopiero wróciłam, o co chodzi? - Zapytałam dość leniwie, czując okropne zmęczenie.

- Jest sprawa! Za dwadzieścia minut u ciebie będę! - Odparł stanowczo rozmówca, i się rozłączył.

"Zdążę wziąć prysznic"- pomyślałam.

Woda była ciepła i przyjemna. Myślałam o tym co się stało. Co się zmieniło że potępieni potrafili mnie zwieść do tego stopnia że nigdy nie byłam do końca pewna, czy to jeden z nich. Ostatnimi czasy skutecznie się przystosowali. 


Niezapowiedziany gość przyjechał po obiecanych dwudziestu minutach. Był taki punktualny! Wyszłam do niego w czerwonym, przykrótkim szlafroku, o bosych stopach i w ręczniku na głowie. 

Wpuściłam Marka zamykając za nim drzwi. Minęłam go, przeszłam do kuchni, nalałam wodę do czajnika elektrycznego i włączyłam go z zamiarem zrobienia sobie kawy.

- Witaj Marku - odparłam z zadowoleniem. 

- Co cię do mnie sprowadza? - Zapytałam nie kryjąc ciekawości.

Oparłam się o stół i obserwowałam jak mi się intensywnie przygląda w moim skąpym szlafroczku. Zaczynając od nóg przechodził powoli do góry, aż w końcu spojrzał mi z rozmarzeniem w twarz. Mam świadomość swojej atrakcyjności. Jestem szczupła, ale mam odpowiednie piersi i to co trzeba, czyli tyłek. Prowadzenie intensywnego życia w kwestiach fizycznych, też pozwala mi utrzymać formę. Poza tym bardzo lubię  siłownie. 


Uwielbiałam grę w którą graliśmy z  Markiem gdy do mnie wpadał. Polegała ona na tym że on okazywał mi zainteresowanie, dawał do zrozumienia że mnie pożąda, ja kokietowałam go z uśmiechem na twarzy, bezczelnie z nim flirtowałam, ale rzadko coś więcej. Na co zawsze liczył. 

Kiedyś byliśmy ze sobą, potem nasze drogi się rozeszły, konkretnie to ja na pewien czas wybrałam inny styl życia. Na pewno słyszał że byłam  jakiś czas w poważnym związku. Miałam narzeczonego który był moją odskocznią, bo nie wiedział nic o tym czym się zajmuje. Nawet się dla Pawła (bo tak miał na imię mój narzeczony, choć nawet wspominanie tego imienia przychodzi mi z trudem) wyprowadziłam  z miasta, i porzuciłam co było mi znane, by spróbować czegoś innego. 

Ale stała się tragedia (Markowi na szczęście nigdy nie udało dowiedzieć się jaka) i wróciłam bez swojego partnera. 

Po pewnym czasie wróciłam też do firmy, jednak już nie do Marka. 

Zwodziłam go i prowokowałam dla zabawy, tylko po to by później odepchnąć. Sama nie wiem z kąt ten sadyzm. Przyzwyczaił się już do takiego zachowania z mojej strony. Co więcej - akceptował je! 

Myślę że głównie dlatego że mieliśmy za sobą przeszło osiem lata znajomości.

- Szef do mnie dzwonił - zaczął stanowczo, przywracając z powrotem moje myśli do sprawy w dość brutalny sposób. Samym tylko  głosem.

- Nie było z tobą kontaktu a mamy pilne doniesienia! - Kontynuował.

-Zapomniałam komórki. Co się takiego wydarzyło? 

-Zapytałam, tłumacząc się mozolnie. Nie lubiłam nosić ze sobą telefonu. Czułam się wtedy jak na smyczy. Każdy mógł zadzwonić i zakłócić mój spokój kiedy chciał. Nie pomagało nawet wyłączenie dźwięków, ponieważ jak w końcu zerknęłam na ekran czułam się winna że ktoś miał do mnie pilną sprawę bo tyle razy dzwonił, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Lepsze są stacjonarne. Jak mnie nie ma w domu, to mnie nie ma. I już.

- Dostarczono nam informację że w noc Halloween ONA ma się przebudzić! - Dało się wyczuć napięcie i zdenerwowanie w jego słowach, więc nawet nie musiał mi mówić że chodzi o pierwszą z potępionych Lilith. Matkę wampirów. Zawsze chodziło o coś bardzo poważnego gdy tak to ujmował w zdaniu. Tym razem o Lilith. Tą Pierwszą z wampirów, najpotworniejszą.


Lilith uwiodła Adama, męża Ewy. Za co została potępiona i odtrącona. Ubiła pakt z diabłem który podarował jej życie wieczne, aby mogła dokonać zemsty na zakochanych (konkretnie na Adamie za to że ją porzucił i wybrał żonę). Ceną była utrata człowieczeństwa i przymus picia krwi. Po śmierci kochanków ( którym życie uprzykrzała w każdy możliwy sposób. Między innymi zabijając jedno z ich dzieci).  Lilith żyła samotnie nurzając się w swej nienawiści. Żywiła się na potomkach Adama i Ewy, aż odkryła (zapewne przypadkiem) że może ich przemienić w takie same potwory jakim jest ona. Monstra te wraz z krwią Lilit, w trakcie rytuału przemiany dziedziczyły jej potępienie. Tak powstała rasa wampirów zwanych potępionymi. Lilith więc była najgorszą z znanych potworów, a noc maskuje ich wiele.

 Przebudzenie Pierwszej oznaczało zagładę ludzkości. Lilith miała jeden cel, zniszczenie. Ponieważ wraz z stworzeniem nowej rasy znienawidziła ludzi. Chciała nas wytępić. Uważała że jesteśmy niegodni bycia dominującym gatunkiem na ziemi. Legendy głosiły że zamierzała przemienić - jej zdaniem właściwych, w potępionych. 

A resztę ludzi wymordować, lub uwięzić w celu stworzenia "farmy" z której ona i jej podwładni czerpali by świeżą krew na okrągło. Ta przerażająca wizja takim jak ja i Marek wpajana była do oporu, wiedza ta miała nas przygotować, abyśmy zrobili wszystko by zapobiec temu nieszczęściu. Zwłaszcza że Lilith już kiedyś próbowała wcielić w życie swój niecny plan. Dlatego stworzono Zakon Łowców Potępionych, z którego nadal (sama nie wiem dlaczego) oficjalnie nie odeszłam.

- Wśród potępionych zrobiło się niespokojnie! - Dalej tłumaczył mi Marek.

- Polują częściej, czasem nawet liczniejszymi grupami. Jakby szykowali się na jej przybycie jak poprzednio. Są podejrzenia że szykują dla niej miejsce w którym zacznie od nowa swoje zamiary! 

"To nieźle" - pomyślałam.

Milczałam, przetrawiając jego słowa. Zastanawiałam się nad ewentualnymi możliwościami. Był już początek września. Więc wolałabym  jednak by były to mylne informacje, ponieważ  zbyt przerażały. Musiałam przyznać sama przed sobą że coś się dzieje. Że coś "wisi w powietrzu". Królowa wampirów mogła powrócić jedynie z nadejściem dnia Halloween , bo wtedy dokonała się jej przemiana z śmiertelniczki w potępioną. Trzydziestego pierwszego października. Wiele wieków temu. Nie zostało nam więc za dużo czasu. 

-Zauważyłam te zmiany- stwierdziłam z pozornym spokojem Markowi. - Niedawno wróciłam z łowów. Udało mi się uratować niedoszłą ofiarę. Ale ten się bawił. Uwodził ją zanim zaatakował! Udawał bardzo skutecznie. Szczerze mówiąc nie widziałam jeszcze aż takiej skuteczności. 


-O czy mówisz? - Spytał zaciekawiony Marek. Zainteresowanie malowało się nawet w jego brązowych oczach. Zawsze kojarzących mi się z czekoladą.


-Że ten osobnik pogrywał sobie z ofiarą! Nie zaatakował od razu z zaskoczenia, tylko nawet z nią flirtował, co nie jest takie spotykane, bo zwykle ludzie są po prostu traktowani jak kawał mięsa! Tak jak ci już wspomniałam, był bardzo przekonujący do tego stopnia że w pewnym momencie nie byłam pewna czy aby rzeczywiście mam do czynienia z wampirem!


- Żartujesz! - Stwierdził z niedowierzaniem. 

Jestem profesjonalistką. "Starą wygą" w tej dziedzinie. Jedną z najlepszych. Więc takie słowa z moich ust to naprawde duża sprawa.

- Absolutnie nie! - Naskoczyłam na niego za powątpienie. - Zabiłam go dopiero jak się na nią rzucił. Dlatego twoja gadka że pośród potępionych zrobiło się nerwowo ma niby sens. Ale powtarzam niby! Bo działań tego wampira nie nazwałabym nerwowymi. Raczej rozważnymi, zupełnie jakby miał wszystko zaplanowane wcześniej, i cierpliwie czekał aż mu się trafi odpowiednia kandydatka. 

Marek popadł w zadumę.

- Zrobić ci herbatę? -Zapytałam gdy usłyszałam pstryknięcie wyłączającego się czajnika.

- Wolałbym kawę. Myślisz że ten którego zabiłaś mógł być "prawą ręką"  jakiejś szychy, że czuł się aż tak pewnie.

Nawet nie pomyślałam o tym co jemu od razu przyszło do głowy. Czyli że mogłam mieć do czynienia z sługusem. Może miał nawet schwytać ofiarę dla swojego pana, a mi to umknęło. 

- To bardzo możliwe. Z przyzwyczajenia szukałam jakiś znaków nim go spaliłam, ale nie znalazłam niczego szczególnego. Albo nie miał znaku, albo miał dobrze ukryty, jak to w przypadku "posłańców"!

Posłańcy są sługusami wysokich szych wśród potępionych. Nie jest ich już może za wiele, bo przez lata rola elit się zmieniła. Ale kilku najwierniejszych na pewno jeszcze zostało. Zadaniem posłańca jest doprowadzenie ofiary, lub dostarczenie jej krwi (w zależności od tego co zostało im przydzielone) do ich pana (ich właściciela) którego byli sługusami. W zamian za to Pan karmił ich własną krwią. To niewolnicy, którzy są tak wdzięczni posiadającej ich arystokracji że nie przyjmują do wiadomości że są niewolnikami. Ich sprawa. Gatunek na wymarciu. Sługusy mogą się żywić tylko krwią stwórcy. Ludzka im szkodzi. Jednak wysysają z ludzi krew by ich osłabić i doprowadzić do Pana. 


- Anika! - Marek ryknął, bo znów się zamyśliłam. - Musimy zgłosić się u szefa. Po to właściwie po ciebie przyjechałem - dodał niespodziewanie.

Przypuszczałam że taki jest prawdziwy cel jego wizyty.

- Nie mam ochoty - odparłam z beztroską.

- Nie odpowiada mu że się bawisz w "wolnego strzelca". Musisz złożyć raport z dotychczasowych poczynań i przyjąć zlecenie. Inaczej będziesz skończona w Zakonie, a tego chyba byś nie chciała. Zakon daje ci ochronę i utrzymanie. A ty wybierasz "zabawę na własne ryzyko"- gderał zrzędliwie.

Jasne "ochronę" chyba pozorancką! Jedyne co tam czułam to to że każdy dba o swój tyłek! Chyba że się z kimś przyjaźniło.

- Wiedziałam że nie wpadłeś do mnie poprostu z przyjacielską wizytą, tylko z nowymi doniesieniami. Usłyszałam to w twoim głosie jak dzwoniłeś. Przyjechałeś by "przemówić mi do rozsądku". Reszta była właściwie tylko pretekstem. Już ci mogę powiedzieć że nie osiągniesz celu -  oświadczyłam, zalewając kubki z kawą. Wzięłam swój, i podałam mu jego. Piłam silniejszą kawę, gorzką. Dobrze pamiętałam że Marek woli ze śmietaną. 

Wzięłam kubek, cierpliwie czekałam na to jak zacznie mnie dalej przekonywać. 

Już wiele razy próbowałam wytłumaczyć mu że to na nic! Ale zna mnie na tyle że, czuł niepewny ton w moich deklaracjach. Był zdecydowany, próbować i próbować do skutku. Chciał mnie nakłonić do oficjalnego powrotu. Ciągle naciskał, dla szefa, wiedziałam o tym. Przecież "niby" wróciłam. Choć w drzwiach firmy od powrotu do miasta stanęłam może z sześć razy. Nie wywiązywałam się w ogóle z obowiązków. Nie pisałam raportów. Nie składałam meldunków u bossa, choć byłam częstym gościem w jego domu i przyjaźniłam się z jego cudowną żoną ( była mi jak matka). Poza tym brałam tylko zlecenia jakie mi odpowiadały.

Mój szef dobrze wiedział na kogo i dlaczego poluje pod przykrywką Zakonu. Nie popierał tego postępku! To jego problem! 

- Dobra, co wiesz o przebudzeniu Lilith? - Zaczęłam próbując zmienić temat. Ludzie, a nawet łowcy, i ci co znają legendę o królowej przeklętych bali się wypowiedzieć, a nawet pomyśleć jej imię. Ja nie jestem jak zwyczajny "Kowalski". Niewiele rzeczy mnie przeraża. 

- I tak porozmawiamy jeszcze o  kwestii twojego powrotu - nie odpuszczał Marek zdecydowanie. 

- Na ten moment wiemy tylko tyle że ktoś spośród ludzi poruszył miejsce jej spoczynku. Wampiry się o tym dowiedziały i zrobią wszystko by wybudzić swoją twórczynię. A Wigilia Wszystkich Świętych jest ku temu idealną porą.

- Skąd masz te informacje?

-Od naszego zwiadowcy. Był na miejscu gdy grób został znaleziony.

"Oczywiście"- pomyślałam. "Zakon miał wszędzie swoich szpiegów" ! Od Razu skontaktował się z szefem - kontynuował mój gość, nie świadom moich wniosków - ale mumia została przeniesiona.

"Mumia" , jak to brzmiało. Czyli lata leżenia pod ziemią zrobiły z Lilith swoje. Okrutny los.

Jak już wspomniałam zwiadowcy z Zakonu (których ja nazywam po prostu szpiegami)  byli niemal wszędzie. Najczęściej kręcili się przy historykach, archeologach, i innych tego typu ludziach, którzy mogli znaleźć coś ciekawego. Ale nie zdziwiłaby mnie ich obecność też w muzeach i innych tego typu przybytkach.

- Jak zamierzacie rozwiązać ten problem? -  Spytałam z udawanym nie zaciekawieniem, jakby to mnie nie dotyczyło.


- Najlepiej było by odnaleźć sarkofag i ukryć na kolejne kilkanaście, lub najlepiej kilkaset lat. Ale to nie będzie takie proste. Wampiry wykradły sarkofag.

Logiczne. Nigdy nie może być zbyt łatwo. 


***


Podane przez Marka informacje zaskoczyły mnie  trochę, lecz bardziej zaniepokoiły, bo skoro zakon tyle wiedział, to ( miałam dziwne przeczucie) ktoś musiał im tę wiedzę zapewnić. Choć wydawało mi się to zbyt proste. Wampiry powinny przecież postarać się o utrzymanie próby przebudzenia w sekrecie.

Miejsce Pierwszej, potężnej Lilith jest głęboko pod ziemią, albo w innym nieznanym nikomu bezpiecznym odosobnieniu gdzie byłaby całkowicie nieszkodliwa! Wiedziałam że najlepiej by  pozostała uśpiona. Trzeba było pomóc swoim.  "Pierwsza" była niezniszczalna. A jedyną możliwością zneutralizowania jej było uwięzienie w sarkofagu by nikomu nie zagrażała.

A teraz pech chciał że owo "więzienie" zostało znalezione. Na dodatek jeżeli to rasa potomków Lilith ukryła jej zwłoki szanse na odnalezienie ich były minimalne, o ile nie żadne. Potępieni będą strzec swojej pani. Trzeba  coś zrobić.

- Daj mi się ubrać, jedziemy do szefa. -  Powiedziałam do Marka. 


Komentarze

Popularne posty