Rozdział 12

 Pogadaliśmy z Borysem o starych czasach. Po czym podał mi adres magazynów starego Roba. Borys zawsze był życzliwy i przyjacielski.

Wiedziałam, że dobrze robię, kontaktując się z nim, bo pamiętałam jak podczas naszej ostatniej rozmowy szczerze powiedział, że ZAWSZE mogę do niego zadzwonić w potrzebie. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi w „ moim życiu przed Zakonem”. A i teraz się najwidoczniej niewiele zmieniło.

Borys nie wnikał po co mi informacje od niego, więc nie musiałam mu nic mówić.

                                 ***

Przedyskutowałam sprawę z Vi i Markiem.

Wspólnie postanowiliśmy, że do magazynów pojedzie ze mną Marek. Chodziło mi o to, żeby Roman nic nie podejrzewał, ale nie przekazałam tego reszcie ekipy, argumentując swoją decyzję praktycznością. 

Powiedziałam że bezpieczniej nam będzie dwójkami (niby). Poza tym wiedziałam, że Romanowi nie chodzi o Vi, więc nic jej nie zrobi. Zresztą umiała się obronić, byłam o nią spokojna. Będąc przezorną poprosiłam Vi, by nie wtajemniczała Romana, bo właściwie sprawdzamy tylko trop. Zdziwiła się, ale obiecała, że zrobi jak jej powiedziałam.

                                  ***

Magazyny starego Roba były znane w całej okolicy.

Stary Rob był po prostu jedynym posiadaczem tak starego, jak on magazynu. Inne miejsca z magazynami do wynajęcia były stosunkowo nowe. Marek nie odzywa się całą drogę intensywnie nad czymś, rozmyślając.

Dojechaliśmy na miejsce szybciej, niż się spodziewałem. W niecałe czterdzieści pięć minut. Zardzewiała, stara brama nie wyglądała zbyt zachęcająco.

– Co tak milczysz? – Nie wytrzymałam, i zapytałam Marka.

– Dlaczego poprosiłaś Vi by nie mówiła o niczym Romanowi?

„Ups, wpadłam!”- Pomyślałam.

Nawet mnie nie zdziwiło, że Marek mnie przejrzał. Naprawdę mnie dobrze znał!

– Teraz chcesz o tym rozmawiać? – Wywrzeszczałam. Staliśmy w końcu przed bramą do wjazdu na teren magazynów.

– Sama spytałaś! – Wypomniał mi.

No tak sama spytałam! W nieodpowiednią porę!

– Dobra, żałuję. Nie było pytania. – Chciałam się wycofać.

– Nie! Odpowiedz i załatwiamy co mamy do załatwienia!

Zapędził mnie w kozi róg, musiałam mu opowiedzieć czego byłam świadkiem. Zresztą i tak w końcu bym mu to zdradziła.

                               ***

Marek się wściekł. Nie na mnie. Na Romana, rzecz jasna. Wierzył mi, wściekł się, że Roman zdradził!

Dałam mu chwilę, żeby ochłonął.

– Musimy zdobyć dowody! – Stwierdził.

– Wiem – odparłam – ale jak.

– Jakoś musimy! Nie możemy iść do szefa z niczym.

– Najpierw załatwmy tę sprawę. Ok?

– Dobrze – zgodził się ze mną z rezygnacją.

Wyszłam z samochodu by przywołać starego Roba. Marek ruszył za mną.

Właściciel posesji zjawił się po jakiś pięciu minutach moich wrzasków. Przy bramie nie było niestety domofonu, ani dzwonka. A Stary Rob był najwidoczniej głuchy.

Siwy pan, pod sześćdziesiątką (rzeczywiście nie mógł być za stary, skoro jeszcze mógł pracować) otworzył nam bramę, i pozwolił wjechać.

– Dzień dobry. Jestem Anika, a to mój przyjaciel Marek. – Przedstawałam nas.

– Dzień dobry. Jestem Robert, ale wszyscy nazywają mnie Starym Robem. W czym mogę państwu pomóc?

– Mamy do pana pytanie – przejął inicjatywę Marek. – Czy ktoś przypadkiem nie wynajął w ostatnim czasie u pana magazynu na dość osobliwą zawartość?

– Niestety nie mogę udzielić państwu takiej informacji. Kwestie prawne. Przykro mi. – Odpowiedział Rob, gestykulując.

– Ale proszę pana, prowadzimy pewną sprawę i te informacje są nam bardzo potrzebne! – Tym razem to ja się odezwała.

– Bez nakazu nie mogę – upierał się dziadek.

Marek wyciągnął setkę.

– Naprawdę, proszę nie być bezczelnym! Grozi mi nawet grzywna za ujawnienie danych – obstawał przy swoim Rob.

Marek dorzucił jeszcze trzy setki.

– O jaką zawartość chodzi? – Zapytał Rob, biorąc pieniądze. Naprawdę cieszyłam się, że wzięłam ze sobą Marka. Sama starałabym się załatwić sprawę legalnie (co na pewno długo by trwało, a mogłoby się nawet skończyć fiaskiem). Na pewno bym nie wpadła na pomysł z przekupstwem.

– Chodzi nam o sześć trumien. – Odpowiedział Marek beztrosko.

– Tak, był u mnie mężczyzna i wynajął magazyn, płacąc za trzy miesiące z góry. Widziałem jak wwozi trumny, ale uznałem, że może jest grabarzem, czy coś takiego. Nie ukrywam, że w ogóle mnie nie interesuje co ludzie trzymają w magazynach. Jeśli tylko mają opłacone korzystanie z nich.

– Który to magazyn? – Spytał mój partner.

– Nie mogę udzielać takich informacji…- Zaczął znowu Stary Rob. Tym razem to ja wyjęłam z portfela dwie setki.

Jako łowcy zarabialiśmy bardzo dobrze. Jak najemnicy, więc kasa nigdy nie stanowiła problemu. Zresztą jak opowiemy bossowi co i jak, nie będziemy nawet potrzebować faktury. Dobrze opłacony pracownik, to zadowolony pracodawca z naszej efektywności.

Wróciłam myślami do właściciela magazynów.

– To magazyn numer szesnaście. Tam są trumny. – Rzekł właściciel i dał mi klucze z szesnastką na breloczku, do tego magazynu.

Ruszyliśmy w wskazanym kierunku. 

Komentarze

Popularne posty