Rozdział 7

- To bzdura! - Zaczął nagle drzeć się Roman -  po co wampiry miały by porywać młokosa?! Nawet nie wiedzieli że się na nich szykujemy! Dajcie spokój! - Protestował.

"A może wiedzieli?" Pomyślałam, choć był to absurd. Na palcach jednej ręki mogłam policzyć łowców którym nie ufałam z tych czy innych powodów. Między innymi zaliczał się do nich Roman. Żadnej z tych osób nie było w naszej grupie, poza nim!

- Jak masz jakieś inne propozycje, stary, to słuchamy! - Odezwał się znacząco Pawlo. Roman zamilczał.

- Więc idziemy do dziupli! - Zdecydował Marek. Nikt nie protestował.


***


Chwilę później zobaczyliśmy  "stare zamczysko Drakuli" jak w  myślach nazwałam ten zamek . Na grupie też zrobił on duże wrażenie! A jeszcze nie widzieli głęboko ukrytej piwnicy, którą ja już odwiedziłam.

Zaskoczył ich naprawdę zaniedbany stan zamczyska, i daleko idące zejście w dół. Z moich zdjąć dysponowali danymi, które w tym przypadku okazały się nieprzydatne. Ktoś pozmieniał pewne elementy. 

W piwnicy trumien było teraz tylko sześć, nie dwanaście jak na zdjęciach!

 "Gdzie reszta?!" Zastanawiałam się zaskoczona.

- Ani - użył pieszczotliwego zdrobnienia mojego imienia Marek. Zawsze tak robił gdy chciał mnie rozdrażnić, wiedział że nie lubię tej ksywki. - Jesteś pewna że to tu? - Spytał z powątpiewaniem w głosie.

- Jestem pewna! -Odparłam rozdrażniona.

Reszta robiła oględziny mrocznej piwnicy.

- Ludzie! Jest! Znalazłam Froda! - Powiedziała nagle Vi z rozpaczą.

W trzeciej pozostawionej trumnie znajdowało się blade, sztywne ciało Wojtka.

- Żyje? - Spytał Marek dla formalności. Z smutkiem w głosie.

Nawet nie musiałam zaglądać do trumny. Wiedziałam już co zobaczę. Rozpacz targnęła moim sercem. Może nie znałam za dobrze tego chłopaka, ale był tak sympatyczny, i bardzo dobrze mi się  z nim pracowało. Spojrzałam po grupie. Nikt nie musiał nic mówić. Wiedzieli że to koniec, że straciliśmy jednego ze swoich. I tylko Roman miał kamienną, nieprzeniknioną twarz. Co mnie zdziwiło. Ale może  po prostu dobrze grał niewzruszonego.

- Przemieniony! - Odpowiedziała Markowi, Vi przez łzy.

Roman bez ceregieli minął stojącą obok trumny moją przyjaciółkę. Wyjął miecz, zamierzał unicestwić Froda.

 Mój miecz był jednak szybszy. Zdecydowanym, jednym ciosem ucięłam głowę przemienionego przyjaciela.


***


Głośny krzyk który przebił mroki piwnicy był nie do zniesienia. Krzyk agonii. Wszyscy w desperacji zatkali uszy, jakby chcieli się w ten sposób odciąć od bólu unicestwionego. Patrząc na odciętą , wykrzywioną w krzyku głowę byłam  pewna że nim wszystko co było Wojtkiem zmieniło się w pył na twarzy Froda ujrzałam ulgę. A może to mi się tylko zdawało. Po ochłonięciu sama nie wiedziałam. W głębi serca podejrzewałam  jednak, że chłopak na pewno nie chciałby pozostać tym czego nienawidził. Co zwalczał przez ostatni kilka lat. 

 Żałowałam że nie znalazłam czasu by go lepiej poznać. Zapytać na przykład jak został zwerbowany." Już nie będzie nigdy okazji" -  uświadomiłam sobie.

- Czyli jednak wiedzą że tu jesteśmy, i na nich polujemy! - Powiedziałam nie odwracając się do reszty, niby bez emocji w głosie. 

Nikt mi nie odpowiedział.  Zatroskany Marek podszedł do mnie. Objął mnie, widząc  łzy w moich oczach. Vi której było bardzo przykro i sama płakała, wiedziała że  lubiłam młodego łowce, podeszła i położyła wspierająco rękę na moim ramieniu .

- Myślisz że wśród nas jest zdrajca? - Spytała przez łzy, tak bym tylko ja mogła ją usłyszeć. Znałyśmy się już kilka lat. Znała tok moich myśli .

-Mogę tylko przypuszczać . -  Odpowiedziałam  z zacięciem, ze wzrokiem utkwionym w reszcie grupy, nadal będąc w objęciach Marka.

Dalsze trumny były puste. 

- Wychodźmy  z tond! I tak nam dość zagraża, po co niepotrzebnie kusić bardziej los. - Zarządził Marek, dopiero puszczając mnie z objęć. W ponurym nastroju opuściliśmy piwnicę i zamczysko.


***


- Jak myślisz, gdzie jest reszta trumien które widziałaś? - Zapytała mnie chwilę później Vi,  z chusteczką w ręku.

- Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedziałam  rozkojarzona -  może jest jeszcze inna kryjówka. Naprawdę nie wiem - mówiłam szczerze.

- Jeżeli jest, to jak ją znajdziemy? - Kontynuowała Vi.

- Jakoś musimy! - Rzekł Marek zza naszych pleców, dołączając się do dyskusji. 

Byłam tak rozkojarzona że nawet nie zauważyłam  że za nami idzie.

- Szef wam nie dał jakiś nowych namiarów?- Dodał Roman, którego jakby najmniej przytłoczyło to co się stało.

- Przecież wiesz że nie! - Odpowiedziała zbulwersowana Vi.

Wyczuwałam smutek i przygnębienie między nami gdy  zmierzaliśmy do hotelu. Ekipie było trudno z powodu straty. Do tej pory nie przytrafiło się żebyśmy stracili jednego ze swoich w tak krótkim czasie od dotarcia na docelowe miejsce.

Owszem zdarzało się nam tracić członków Zakonu, ale godnie. W walce. Nie uprowadzonych w nocy i przemienionych jak jakiś, nie mający świadomości niczego co się kryje w ciemnościach cywili.

Historia z Wojtkiem była naprawdę wyjątkiem.

Byłam pewna że przynajmniej Marek i Vi widzą że sprawa jest podejrzana.

Doszliśmy w końcu do hotelu. Roman zamierzał wyprzedzić mnie, Vi i idącego niedaleko nas Marka. Spojrzenie moje i jego na moment się skrzyżowały gdy mnie mijał. Nie spodobało mi się  to co zauważyłam. 

Wyglądał jakby się uśmiechał, choć starał się to ukryć.  Targnął mną gniew. Zdałam się na swoje nieomylne przeczucie. 

Gdy weszliśmy do hotelu, powiedziałam Vi że zobaczymy się później. Upewniłam się że reszta mnie minęła i ruszyłam za Romanem.


Komentarze

Popularne posty