Rozdział 5
Kilka godzin później pojawiła się obiecana ekipa.
W ogóle mnie nie zdziwiło że na czele pięcioosobowej grupy ujrzałam Marka. Marka Czarskigo. Wysokiego, przystojnego, wysportowanego bruneta, który niedawno był u mnie w domu. Czekoladowe oczy łapczywie na mnie patrzyły. "A ten swoje! "- Pomyślałam z lekkim rozbawieniem.
Poza nim trzech mężczyzn i kobieta Viktoria Niecińska, moja przyjaciółka Vi.
Wyszła z auta, z pełnym uśmiechem witając przybyłych. Pewnie zgłosiła się na ochotniczkę. To bardzo piękna kobieta, świadoma swej urody. Vi jest dość wysoka ma metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. Na dodatek lubi nosić szpilki. Blond loki ma zawsze w nieładzie, co bardzo jej pasuje. Jest jedną z piękniejszych kobiet w Rotowie. Kocham ją jak siostrę której nigdy nie miałam. Myślę że żywi do mnie te same uczucia. Rozumiałyśmy się od pierwszej chwili. Vi jest jak ja, dlatego nie przegapiłaby okazji na polowanie.
Pozatym jak Marek, na pewno chciała mi pomóc.
W ogóle mnie nie zdziwiło że na czele pięcioosobowej grupy ujrzałam Marka. Marka Czarskigo. Wysokiego, przystojnego, wysportowanego bruneta, który niedawno był u mnie w domu. Czekoladowe oczy łapczywie na mnie patrzyły. "A ten swoje! "- Pomyślałam z lekkim rozbawieniem.
Poza nim trzech mężczyzn i kobieta Viktoria Niecińska, moja przyjaciółka Vi.
Wyszła z auta, z pełnym uśmiechem witając przybyłych. Pewnie zgłosiła się na ochotniczkę. To bardzo piękna kobieta, świadoma swej urody. Vi jest dość wysoka ma metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. Na dodatek lubi nosić szpilki. Blond loki ma zawsze w nieładzie, co bardzo jej pasuje. Jest jedną z piękniejszych kobiet w Rotowie. Kocham ją jak siostrę której nigdy nie miałam. Myślę że żywi do mnie te same uczucia. Rozumiałyśmy się od pierwszej chwili. Vi jest jak ja, dlatego nie przegapiłaby okazji na polowanie.
Pozatym jak Marek, na pewno chciała mi pomóc.
***
Liczba przysłanych mi przez bossa ludzi, świadczyła o tym że szef chyba uwierzył w moje przypuszczenia i zaczął traktować mnie poważnie.
Z widzenia znałam też trzech pozostałych mężczyzn, ale tylko z jednym z nich miałam okazję już współpracować. Doszłam też do wniosku, że skoro przyjechali niemal wszyscy razem (trzema autami) to zdążyli się poznać nawzajem.
Najmłodszy w zakonie Wojtek Gorzelski, zwany "Frodem" ze względu na uwielbienie do serii książek " Władca pierścienia". O których mówił na okrągło.
Miał nieduże doświadczenie w fachu. Ale był młody (miał zaledwie dwadzieścia dwa lata), utalentowany i pełen zapału. Z niewiadomych mi przyczyn żywiłam do niego niemal matczyne uczucia. Również dobrze zbudowany (pewnie zasługa ciężkich treningów), przystojny i błyskotliwy, miał na swoim koncie liczne sukcesy. Bardzo go lubię, ponieważ jest zabawny, i każdy się dobrze czuje w jego towarzystwie. Blondynek o niebieskich oczach chyba u wszystkich budzi sympatię.
Kolejnym był arogancki dupek Roman Kruz - tak miał chyba na nazwisko, bo imienia byłam pewna. Ten palant narzucał mi się już parę razy, o czym szef nie wiedział. Jednak Roman był jednym z najlepszych w swoim fachu (zaraz po mnie) więc jego obecność nie była zdziwieniem. Ciemne, długie kasztanowe włosy zawsze nosił spięte z tyłu. Jak Marek miał brązowe oczy, choć ciemniejsze i nie biły takim ciepłem jak u Marka.
Nigdy za Romanem specjalni nie przepadałam. Również przystojny, dobrze zbudowany mężczyzna cechował się arogancją i nadmierną pewnością siebie. Chodził po świecie z przekonaniem że "może mieć każdą". Jego sztuczny urok osobisty tracił moc w momencie gdy Roman odzywał się do kobiety. Ujawnia się wtedy jego brak szacunku do płci przeciwnej. Miałam okazję się o tym przekonać. Właściwie nie wiedziałam w jakich okolicznościach znalazł się w Zakonie. Choć uważałam że pasował do nas jak pięść do nosa.
Tym trzecim (poza wymienioną dwójką, moją przyjaciółką i Markiem) był Paweł Wierciński zwany Pawlo ze względu na Włoskie pochodzenie po dziadkach. Sympatyczny, niepozorny człowiek. Wywiązujący się z powierzonych mu zadań. Nie znałam go za dobrze, ale słyszałam że jest bardzo skuteczny. Bozia może nie obdarzyła go urodą (miał krzywy nos i zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu). Jednak i tak wolałam jego towarzystwo niż Romana.
Mężczyźni przectawiali mi się, dla czystej formalności gdybym ich nie pamiętała (oczywiście tylko Pawlo i Roman który do tej pory rozmawiał ze mną tylko po pijaku, więc pewnie nawet nie pamiętał swojej nachalności). Jednak dobrze zapamiętałam nazwisko Romana. To "Frodo" z nim przyjechał. Vi przyjechała swoim autem, a Marek z Pawlo, więc pewnie znał go lepiej niż ja.
Zgranie w ekipie jest bardzo ważne. Musimy się dogadać, bo będziemy razem walczyć i musimy na sobie polegać. Ale i tak postanowiłam uważać na Romana któremu nie ufałam za grosz.
Łowcy jako główną broń mieli pokryte srebrem miecze, i sztylety. Poza tym każdy miał swoją wybraną broń osobistą. Ja miałam łuk, Vi kuszę, a Marek lubił ciężkie topory. Nie miałam pojęcia jaką bronią dysponują pozostali. "Frodo" chyba również miał łuk. Byłam pewna, co do tego że moja ekipa jest dobrze zaopatrzona. Nie było to przecież nasze pierwsze zlecenie.
- Dobra kochana! Co odkryłaś? - Spytała Vi, witając się ze mną przyjaznym uściskiem , bez zbędnych wstępów.
Vi była zawsze pogodna i pozytywnie nastawiona do świata, miała bardzo ciepły, choć energiczny charakter . Przy niej czułam się zawsze dobrze.
- Zlecenie było standardowe. Dziupla i kilka wampirów. Jednak gdy trafiłam na miejsce okazało się że nowo przemienionych jest dwoje, za to pustych trumien aż dwanaście. Jakby czekających na swoją zawartość. - Wyjaśniłam, jednocześnie przyjaciółce, i grupie.
Zdziwienie w ekipie widoczne było na każdej z twarzy, wśród zebranych. Wszyscy wiedzieli co to znaczy. Jaka poważna jest ta sytuacja. Zapadła przerażająca cisza, którą przerwała Vi, mówiąc:
- Nie wiem jak wy, ale ja jestem bardzo zmęczona po tej podróży. Anika, czy twój hotel jest dobry? - Zwróciła się do mnie.
Jej słowa trochę rozładowały napięcie. Zgromadzeni zaczęli myśleć o tym gdzie spędzą noc, a nie o spekulacjach na temat trumien. Przygotowanie do nadchodzącej walki wymagało odpoczynku w postaci snu.
***
Ekipa wynajęła pokoje w moim hotelu . Każdy osobno, jednak na jednym piętrze.
Nawet nie wiedziałam jak bardzo potrzebowałam snu. Mimo że zazwyczaj wysypiałam się po zaledwie cztery godziny dziennie, od jakiegoś czasu nie było mi dane nawet tyle.
Każdy zjadł zamówioną kolację w swo im pokoju, gdy zastała nas noc.
Komentarze
Prześlij komentarz